Poszliśmy nad Rabę*

*Raba to rzeka nad którą chodziłam jak byłam mała (dla osób nie z Lubnia)

Nastał sezon deszczowy w Japonii w czerwcu. Można powiedzieć, że ciągle pada. W góry za daleko się nie wypuścimy, no bo się poślizgniemy albo zmokniemy, to nad rzekę, bo i tak mokro. Stosunkowo niedaleko mamy Rzekę Tamę, która jest dosłownie jak Raba, mają prawie taką samą długość (138 vs 132 km).

Bierzemy naszego podręcznego grilla, cieszymy się naturą, szumem rzeki i grillowanymi specjałami. Mnie najbardziej cieszą produkty pochodzenia niezwierzęcego, więc tylko takie fotografuję. Ale ryba też była dobra.

Przyjemny obiad.

No to co dalej, gdzie tu jakieś mosty. Jest ich sporo więc postanawiamy zrobić rundkę jednym brzegiem i potem wrócić drugim. Posługując się mostami zauważonymi na mapie.

Pięćdziesiąt twarzy Tama-gawy.

Robimy kilometry, przedzieramy się na drugą stronę przez most i zakręcamy z powrotem. Dochodzimy do punktu, że rzeka ma więcej koryt i nie ma przejścia na drugą stronę. Wszyscy myślą no problemo płytko jest idziemy. Ja myślę pogieło nas, a co jak nie będzie się dało tam dalej i tak przejść, albo zje nas wąż wodny.

Przejść musimy w kilku miejscach.

Idziemy i dochodzimy do jakiegoś placu budowy, odzyskiwania lądu czy coś. Wszyscy myślą ale fajnie, łamiemy prawo. Ja myślę pogieło nas, przecież my łamiemy prawo i nie umiemy nawet po japońsku się z tego wytłumaczyć.

Ale idę i cieszę się zderzeniem przemysłowości z dziczą.

Robimy kilometry i okazuje się, że dochodzimy do punktu gdzie ściana zderza się z wodą (tym razem głęboką) i musimy albo wracać te wszystkie kilometry lądem i wodą albo przeskakiwać przez płoty jakiś zakładów wodnych czy czegoś.

Tamtędy.

Wszyscy myślą luzik najpierw tym niebieskim bo niżej a potem przez zielone, ja myślę pogieło nas, na bank nas ktoś aresztuje albo jakiś pies napadnie.

Ale przeskakujemy po kolei. Ja zawieszam się na chwilę na tym zielonym płocie i stratuje sobie sama swoje ciało, ku uciesze dzieci. I teraz jak to piszę to już wiem od czego mnie bok boli. A już żem się starego pytała co żeśmy w nocy robili bo mnie coś w boku strzyka.

Z oddali patrzy na nas jakiś rybak zaniepokojony odrobinę. I myśli pewno, że no tak, to biali, to pewno nie wiedzą co się nad rzeką robi. A nad rzeką robi się tutaj to, że rozkłada się obozowisko i osprzętowanie i imprezuje. Bardzo profesjonalnie to wygląda w większości przypadków. Ale klimat jest bardzo jak nad Rabą.