Góra 17: Naeba

2145 m. n. p. m

Niedziela, 25 czerwca 2023

Przed wakacyjnym najazdem na kraj ojczysty, rok szkolny zamykamy trzydniową wycieczką do prefektury Niigata, z której szybką fotorelację postuję tutaj. A tymczasem opis zdobywania góry Naeba.

Proces rozpoczął się długawym podjazdem samochodowym drogą wprawdzie asfaltową, ale szeroką na mniej niż jedno auto i solidnie zarośniętą lasem. Po dojechaniu pod niedziałającą stację kolejki górskiej, wyruszamy mokrym lasem w górę.

Błoto, śliskość i mokrość lasu poziom ekspert.
Kwiatuszkowatość i jej fotografowanie też eksperckie.

Jest mokro i nastroje dzieci są raczej w stylu, że po co w ogóle idziemy. Rodziców, że fajne klimaty, alpejskie wręcz i że super. Jednego rodzica dodatkowy nastrój, że trochę ckliwo, bo ludzi w ogóle nie ma i co jak z tych mgieł wyłoni się niedźwiedź.

Wyłania się tutaj po bułkę z czekoladą.
Po ugotowaniu zupek instant i zjedzeniu ich patykami, humory już lepsze.
I mgły się nawet ciutkę unoszą.

Trasa jest jednak długa i po paru momentach kryzysowych, związanych z nadmiernym ślizganiem się i zmaganiem z atakami wszechobecnych much, dochodzi do dramatycznej decyzji, że nie zdobędziemy Mt Naeba. Na szczęście, na naszej trasie minęliśmy już jeden szczyt, więc uznajemy go za sukces wyprawy.

Selfik ze szczytu Kaguragamine (2,029 m).
Chmurzyska i mgły sprawiają, że nie jest żal zawracać, bo widoków brak.

Dopiero gdy zbliżamy się do samochodu, następuje rozpogodzenie. Zjeżdżamy nim do miasteczka i zjadamy rodzinną porcję makaronu soba (zbudowanego z mąki gryczanej i posypanego wodorostami) oraz moczymy stopy w publicznych łaźniach dla stóp (czyli że się siedzi na ławeczkach i nogi trzyma w gorącej wodzie).

Jeśli ktoś nie lubi zestawienia jedzenia i stóp na jednym obrazku, to przepraszam.