Kiedy byłam w gimnazjum malowałam i wyszywałam wszędzie pacyfki ☮. Hasła w stylu “make love, not war” były na każdym moim zeszycie i piórniku. Myślę o tym teraz często w swoim dorosłym życiu – jak bardzo nie rozumiałam nic. Interesowanie się hipisami było moim sposobem na przetrwanie lat nastoletnich: słuchanie muzy innej niż wszyscy i ubieranie się w szmaty i kwiaty. Tyle wiedziałam o wojnach co nic. I nie wiedziałam wtedy też, że jak dorosnę to kwestie wojen na świecie realnie będą spędzać mi sen a powiek.
Robię sobie teraz terapię pisząc ten wpis, bo zajmują mi te kwestie mózg na tyle, że mnie to rozdrażnia. I muszę to wypluć. Jednocześnie spełniam obowiązek pierwszej damy i zabieram głos w rzeczach ważnych, skoro mam czas. Może ktoś przeczyta i przypomni sobie lata szkolne, czego i jak uczył się o wojnach. Dla mnie nauka historii to była zawsze nauka historii, że było to dawno i już tego nie ma.
Teraz wiem i czuję to w żołądku, że wojny cały czas są. Z ostatnich wydarzeń agresja Rosji na Ukrainę w sposób oczywisty mi to uświadomiła. A z jeszcze bardziej ostatnich, obrazy z bombardowań w Palestynie mocno chlastają mnie po pysku.
Polityka jest skomplikowana i nic nie jest czarno białe? Wysadzanie niewinnych ludzi jest dosyć ostro czarne.
A jak zrobić żeby polityka nie używała bomb? Myślę sobie, że kolegowanie się z ludźmi z całego świata jest taką drogą. A takie kolegowanie się dziać się musi poprzez edukację. Nie poprzez naparzanie się i obwinianie nawzajem, powoływanie na religię czy inne przekonania wyższe. Bo trzeba rozwiązań, a nie krzyków, że Ruscy, Żydzi czy Araby są źli.
Słowa piosenki (tej TUTAJ) mówią Every child must be made to care; Każde dziecko trzeba zmusić żeby nie było obojętne. Nie żeby pamiętało datę Bitwy pod Legnicą, ale żeby wiedziało, że jego koledzy tysiąc lub dwa tysiące kilometrów dalej giną od bomb. Ja tego nie wiedziałam. A Bitwa pod Legnicą była w 1241.
Nie twierdzę, że gdybym wiedziała o konflikcie palestyńsko-izraelskim to bym mogła i / lub chciała go zakończyć. Ale gdyby milion King miało większą wiedzę i bardziej rozbudzone poczucie odpowiedzialności, to wśród nich znalazło by się kilka może, które pracowałyby nad rozwiązaniami.
To więc ja tymczasem skupiam się na zmuszaniu swoich dzieci do kolegowania się z innymi narodowościami. Nie tylko, że na placu zabaw muszą się bawić z Japończykami (bo muszą bidoki), ale przede wszystkim, że muszą znać historie dzieci z różnych zakątków świata i wiedzieć, że świat jest mały, a ludzie wszyscy tacy sami.
Kiedy byłam mała też, nie tylko w gimnazjum, ale i przed i po (czyli zawsze w moim życiu) Przekażmy sobie znak pokoju było moim ulubionym momentem mszy. “Pokój z Tobą”, a w myślach zawsze dodawałam sobie ale tak serio.