Góra 21: Fuji

3 776 m. n.p.m

Sobota, 7 października 2023

Góra Fuji to oczko na naszej rodzinnej liście Stu Gór Japonii, która wolno i coraz wolniej posuwa się do przodu. Bardzo wolno.

Znak firmowy japońskiego kraju, duma narodowa, symbol wszechobecny na zdjęciach, pocztówkach, obrazach i znaczkach pocztowych Japonii – Góra Fuji została zdobyta przez nas znienacka.

Sezon na Górę trwa w lecie, mniej więcej czerwiec do wczesny wrzesień można ujarzmiać bestię. Problem polega na tym, że robi to w tym czasie około 300 tysięcy ludzi rocznie. Typowa wspinaczka podzielona jest na dwa dni, z noclegiem w jednym ze schronisk (powtarzam, z tysiącami innych ludzi). No więc my robimy to poza sezonem.

Szlak Fujinomiya zaczyna się prawie na poziomie naszych Rysów.

Wstajemy o piątej rano i jedziemy do najwyższego punktu, z którego można ruszyć. Omijamy zakaz wejścia na szlak i startujemy ostro w górę. Myślimy, że ciupniemy to raz dwa.

Pogoda cudna i motywacja wysoka, wszyscy popieprzają w górę żwawo.
Szybko doganiamy chmury i czujemy się jak w niebie.
Potem szybko przestajemy się czuć jak w niebie…

Wysokość trochę działa, jesteśmy dużo bardziej powolni niż na lądzie i niektórych bolą głowy. Na szczęście mamy ze sobą tlen w butelce. Na powyższym zdjęciu wciąga go Iza, ale było to zajęcie główne Tomka, który jakbyśmy mu tego tlenu nie kupili, to nie szedłby na żadne Fuji. W całej tej wyprawie, była to zdecydowanie dla niego atrakcja numer 1.

Wieczny sopel lodu i inne zachwyty wulkaniczne.
Zmiana koloru prochu i zmagania, zmagania, zmagania.
Krajobraz wulkaniczny może i nudny, ale wielka to piękność.
Wbijamy i my nasze pieniążki, co by Fuji łaskawa nam była i do środka siebie spojrzeć pozwoliła.
Odpoczynki przy kolejnych stacjach coraz dłuższe i piękniejsze są.

Gdy już wiemy, że to już prawie, jest najtrudniej. Najmniejszy z nas raz po raz łapie kryzys za kryzysem, że nawet tlen nie pomaga. Starsza siostra jest świetnym motywatorem, ale sama już zniecierpliwiona, bo chce już to Fuji mieć z głowy. A my kwestionujemy nasze rodzicielskie poczynania: czy my to dziecko maltretujemy czy hartujemy… Dodatkowo goni nas czas, bo cała wspinaczka zajmuje już prawie 7 godzin. Nie chcemy żeby zastała nas noc, ale jak tu zawrócić jak już prawie…

Tuż pod szczytem przejście bramą torii.

I potem zdobycie szczytu. Zajrzenie do środka Góry Fuji to takie uczucie, że nie umiem go opisać. Przybiegam na krawędź krateru i ryczę jak małe brzydkie dziecko. To niska zawartość tlenu mi to robi, zapewne. Jesteśmy zalani emocjami, duma z rodzinnego pokonywania trudności i doświadczenie bycia na kraterze największego szczytu Japonii bez ludzi wokoło jest potężnym przeżyciem. Niestety mamy na niego dosłownie parę minut gdyż musimy uciekać przed nocą szybko w dół.

Wyobraź, że wybucha…
Tradycyjne zdjęcie zdobywców.

Potem schodzimy / zbiegamy szklakiem dla pojazdów, które w sezonie rozwożą tam towary. W sekundę załamuje się pogoda, mgła jest taka, że ledwo widzimy własne kończyny, pada nam w twarz śniegiem, gradem i deszczem, wieje wiatrem i robi się ciemno. Przez dłuższą chwilę idziemy po omacku.

Ostatnie zdjęcia jakie trzasnęliśmy zanim rozpoczyna się walka o przetrwanie.

Wreszcie docieramy do auta, po około 2 godzinach bycia dzielnymi. Są to jedne z trudniejszych godzin z naturą jakie przeżyliśmy. Uczą nas one pokory i dają zrozumienie czemu szlaki na Fuji są zamknięte poza latem.

PS1: To nie jest tak, że poza sezonem nikt tam nie chodzi, a myśmy się włamali tam guptoki. Spotkaliśmy sporo wędrowców, nawet jednego mówiącego po polsku. Natomiast w swojej kategorii wiekowej, nasi bąbelkowie byli zdecydowanie jedyni, skubani.

PS2: To nie jest tak, że my nie wiemy co robimy. Gdybyśmy nie umieli hajkować i nie robili tego dużo, to na pewno nie dokonalibyśmy takiego skoku na Fuji znienacka.

Tymi wyjaśnieniami zakańczam już swe opowieści i wracam do życia 2 miesiące po zdobyciu Góry Fuji…