Góra 31: Nikkō-Shirane

2 578 m. n.p.m

Wtorek, 15 października 2024

Jakiś czas temu odwiedziliśmy górę Nikkō -Shirane i nie mogąc wtedy na nią się wspiąć gdyż było już późno, moczyliśmy stopy w jej gorących źródłach i przyrzekliśmy, że pewnego dnia będzie ona nasza. Jako przyrzekliśmy tak oto zrobione, a poniżej krótka z tej wyprawy fotorelacja.

Zajeżdżamy do Parku Narodowego Nikkō już w poniedziałek. Minąwszy sławne jezioro Chūzenji, rozbijamy namiot nad jego mniejszym kolegą, Jeziorem Yuno. Jest to całkiem malutki koleżka jeziorek, ale bardzo śmierdzi. Bulgocze on bowiem gorącymi źródłami i wydziela siarkę. Dokonujemy wokół niego nocnego spaceru, spotykając wiele saren i jeleni, a nawet zająców.

W akompaniamencie nieboskiego wycia tychże saren, wysypiamy się i rano rześko zwijamy.
Kłaniamy się potężnej górze-wulkanowi, a potem siup przez bramę torii i do dzieła.
Wędrówka zaczyna się cudnym jesiennym lasem.
Płuca i ciała ładnie nam się rozprężają po nocnym zmiętoleniu namiotowym.
W górę, w górę i roślinności coraz mniej,
a wspinaczki coraz więcej.
Podejście pod szczyt kamienno-prochowe,
ale dajemy radę. Uśmiech.
Na szczycie, czy też szczytach w liczbie mnogiej spędzamy trochę czasu, zachwycając się widokami,
jakby było czym.
Patrząc prosto w chmury zauważamy Górę Fuji. Machamy jej z sentymentem, bo to prawie dokładnie rok temu na niej tam byliśmy.
Wulkaniczne grzbiety szczytu wymagają jeszcze trochę podejść.
A samo zejście w dół jest już zupełnie spektakularne. Kolana nasze potwierdzają.

Góra Nikkō-Shirane jest po prostu super. Przyjęła nas, wymęczonych spod namiotu, łaskawie, błogosławiąc pogodą, widokami i inspirującymi rozmowami. Lubimy być ponad chmurami i oddychać trochę rzadszym i chłodniejszym powietrzem, puszczając parę z ust.

Pomaga nam to potem radzić sobie z miejskimi upałami. Tak, połowa października, a w Tokio dalej upały…