Góra 30: Tanigawa

1963 m. n.p.m

Sobota, 7 września 2024

Kolejka wagonikowa i wyciąg krzesełkowy zabierają nas do punktu startowego naszej trasy.

Jeżdżąca reklama kawiarni u góry góry.

Łącznie jeszcze z dojechaniem z domu, dotarcie pod dzwon rozpoczynający szlak zajmuje nam na tyle długo, że wszyscy są zdziwieni, że jeszcze trzeba gdzieś iść.

“To szlak na jakieś 5 godzin” – mówi tata muminka. “Czy wystarczy nam jedzenia” – zamartwia się mama muminka. Idziemy.
Najpierw liny i łańcuchy. Hurra.
A potem przerwa na zjedzenie niewielkich zapasów pożywienia, które mamy, obserwując przy tym akcję ratunkową helikopterową.
Trasa jest cudna. Chmury i wiatry robią klimat do porządnego zachwycania się.
Pod szczytem już tylko mgły i zgrzytanie zębów.
Ale zdobywamy po coś my przyszli.

Mijamy kilka razy grupę Chińczyków, których Iza sprytnie podsłuchuje i raportuje nam co mówią. A my niczym chińscy rodzice każący dziecku powiedzieć do białego człowieka “Hello”, namawiamy ją “no weź pogadaj z nimi”. W końcu to robi i nie omieszkuje obgadać z nimi swojego małego brata, a przynajmniej powiedzieć mu, że to zrobiła. Bo to w zupełności wystarcza żeby ten dostał ciężkiego zdenerwowania i rozpętywał awantury przez pół drogi w dół. No cóż, szkolenie w temacie Nie traktuj wszystkiego co mówi twoja siostra dosłownie chyba nigdy nie zostanie ukończone…

Na zdjęciu po prawej droga na drugi szczyt góry. Zalicza go tylko tata muminka.

My czekamy we mgle dojadając resztkę cukierków, aby potem wszyscy razem wesoło zejść na ziemie z tych niebios wspaniałych.

Słońce błogosławi nas nieśmiało przez chmury czasami też.
I nogi drżą. Na szczęście jest hamak do pobujania ich i 5 min do zjazdu kolejką.

Górze Tanigawie szkoda, że mieliśmy ograniczony czas, bo chętnie ugościła by nas dłużej i spokojniej. Ale to już następnym razem, z lepszym rozplanowaniem czasu, jak się uda.