1531 m. n.p.m
Sobota, 11 marca 2023
Wyprawę na górę Mito rozpoczęliśmy źle. Zaparkowaliśmy nad nie tym jeziorem co chcieliśmy i przeszliśmy mostem pontonowym na drugą stronę. O nie, to nie tędy. Wróciliśmy do auta i pojechaliśmy tam gdzie trzeba było.
Na opustoszałym parkingu na poboczu zostawiamy auto i śmigamy w las. Jest on szary i brzydki. No taka pora. A ja pamiętam swoją maturę z polskiego, że brzydota jako motyw w literaturze. I konkluzję, że trzeba jest ona obecna, bo jest częścią życia i trzeba się nią zachwycać.
Zdobywamy szczyt i po razy kolejny cieszymy się totalnym brakiem ludzi. Przedwiośnie najwyraźniej nie inspiruje mas do wędrówek. Może siedzą w szklanych domach ;).
Jako, że Mt. Mitou ma tak na prawdę trzy oddzielne wierzchołki, to zdobywamy je wszystkie:
I śmigamy do domu, trochę ładniejszym zboczem góry, które powoli już wiosnę wita.
Na koniec musimy pokonać solidnych kilka kilometrów drogą, żeby odnaleźć samochód. Jest to trasa używana do przejażdżek sportowymi furami. Mija nas takowych sporo. I się nie dziwię, bo jakbym lubiła góry, a nie lubiła chodzić i do tego miała auto sportowe, to też bym se tam jeździła.