969 m. n.p.m
25 lutego 2023
Wycieczka zaczęła się i skończyła nad jeziorem Naguri. Był to rejon bardzo żabiasty, w tablicach informacyjnych i edukacyjnych występowały żaby i też doprawdy występowały one tam w naturze.
Ale nie dziwię się, że chce się im żyć, bo mają tam ładnie. Dużo czyściutkich i pachnących wodospadów.
Musieliśmy się po nich i przez nie trochę spindrać. A nic tak nie uatrakcyjnia wycieczki jak nutka ekstremalności.
Uciapani mieszaniną błota ze śniegiem i dosyć zmarznięci, tacy jesteśmy. Po szybkim ucieszeniu na szczycie, rozpoczynamy schodzenie. Idziemy byleby nie tędy co przyszliśmy. I po raz chyba pierwszy w japońskim życiu, gubimy się w lesie, na dosyć stromej stronie góry.
Po chwili zmagań znajdujemy nasz nieoficjalny szlak. Ścieżki i w końcu drogę naokoło tamy. Nogami galaretkami idziemy i słuchamy wysokich not, jakie okazuje się dają nasze bąbelki tej wyprawie. Że najlepsza, bo najpierw trudne wodospady, a potem zgubienie się i niebezpieczna złażenie w dół. 10 na 10.