Odwiedziliśmy ostatnio Muzeum Starożytnego Egiptu w Tokio i o nim słów pare.
Gdy moja córka wyczytała, że takowe istnieje w zamieszkiwanej przez nas stolicy Japonii, uznała to za rzecz tak niezwykłą, że nie można tam iść ot tak po prostu. Zaplanowała, że zrobimy to na specjalną okazję, jaką będą jej dziesiąte urodziny. No i ceremonialnie zrobiliśmy to.
Muzeum tym było malutkie mieszkanko w budynku usługowo-mieszkalnym, w najbardziej zatłoczonym miejscu Tokio (Shibuya – dla tych co kojarzą słynne tutejsze skrzyżowanie). Wyjechaliśmy ciasną windą na ósme piętro, przebraliśmy się w kapcioszki, po czym po cichutki zostaliśmy zaproszeni do obejrzenia filmu informacyjnego oraz popatrzenia na zbiory. Miejsce wyglądało jakby ktoś po prostu udekorował sobie mieszkanie, poustawiał rzeczy i powiedział chodźcie do mojego muzeum. Dodatkowo był tam też zamontowany na środku jednego z malutkich tych pokoików pan tarocista. Przyjmował petentów i czytał im egipskie wróżby.
Iza szkicuje i fotografuje eksponaty oraz rzucając faktami, wymądrza się z wypiekami na twarzy. Jest ona fascynatem egiptologicznym. A ja chodzę i sobie troszkę w środku siebie myślę, czy to kurde w ogóle jest prawdziwe, to muzeum. Legitne to, czy scam.
Potem dostaliśmy latarki, musieliśmy przygarbić się i po ciemku wejść do pomieszczeń imitujących grobowiec. Poza paroma tandetnymi nietoperzami, było to bardzo wiarygodne i przejmujące. Oglądanie sarkofagu po ciemku z latarką działało na wyobraźnię. Po pierwsze jest on dosyć majestatyczny, po drugie bardzo stary, bo trzecie to trumna. A ten fakt, plus dołączone obok wystawione na pokaz prawdziwe elementy prawdziwej mumii, już zupełnie rozwalił nam trochę mózgi. Była głowa, ręka i stopa.
Część z Was, moich czytelników, myśli sobie może czym tu się podniecać… Ja jednak lubię się podniecać. I fakt ten, że w małym mieszkanku w starym wieżowcu w centrum Tokio znajdują się w szczątki człowieka sprzed dobrych kilku tysięcy lat oraz kilometrów stąd, napełnił mnie myślami. Zachowałam je jednak w miarę dla siebie i udałam, że to nic takiego, ciekawe, ciekawe, tumpidumpi idziemy dalej.
A potem, w tę noc moje dziecko doścignęło mnie swoimi myślami.
Ja myślę o tej mumii, że jakbym nią była to nie chciała bym być przenoszona na drugi koniec świata. Chociaż… Może i bym się nawet ucieszyła jakby mnie ktoś wziął np. do Ameryki…
I leży sobie w swoim łóżku i woła mnie co chwilę bo dosłownie dręczą ją pytania w stylu “po co się żyje”. A dodatkowo też wyobrażenie, że ta mumia za nami przyszła do naszego domu. Rozważa jakie emocje miała ta mumia, w sensie ten człowiek jak umierał… i czy była to pani czy pan… Chyba pani (z jakichś powodów) i miała pewno gdzieś z trzydzieści lat, bo taka była wtedy średnia życia…
Niezła z Izy ja. Wiem, niepokojące to.